środa, 6 lutego 2013

Franky

w tle

*Rozdział 3

Jak zawsze jest mnie wszędzie pełno. Wiem dokładnie co się dzieje w naszej szkole. Wiem kto, z kim kręci, kto, kogo nienawidzi, kto, z kim sypia. Jestem takim wszechwiedzącym człowieczkiem spacerującym korytarzami High School Addenbrookes. Szkoła do której uczestniczę, wraz z grupą moich przyjaciół ma już swoje lata, podejrzewam nawet, ze jest o wiele starsza niż mój pradziadek, czy nawet pra, pra dziadek, co rozpoznać można, po nie do końca nowoczesnych salach lekcyjnych. Ogólny wygląd szkoły jest niezbyt zachęcający, szkoła wygląda jakby straszyły tam duchy, a uczniowie którzy tam się uczą to zombie, albo wampiry. Ale wątpię żeby te dwa gatunki mogły ze sobą współpracować. Ale tak naprawdę to lubię tą szkołę. Poznałam tu masę znajomych, pierwszą miłość, przeżyłam pierwsze rozczarowanie czy poznałam co to znaczy mieć przyjaciół. Oczywiście wyniosę też z tej szkoły wiele naukowych rzeczy. To przecież tu rozwijam swoje pasje i zainteresowania. Trudno będzie mi się z nią rozstać, zresztą nie tylko mi. Wszystkim nam trudno będzie zostawić za sobą to wszystko na co tyle pracowaliśmy. Wiec, niby dlaczego nie mogłabym startować na Przewodniczącą Samorządu Uczniowskiego? Każdy zna mnie, a ja znam każdego.
Pomysł na wstąpienie do Samorządu przyszedł do mnie znienacka. Co roku wygrywają jacyś kujoni, którzy nie wnoszą do tej szkoły nic poza nowymi książkami w szkolnej Bibliotece, czy nowymi kółkami poza lekcyjnymi. A przecież taka ja, Francesca Eleonore Mills, ma milion pomysłów na minute.
Nie jestem ślepa, tak jak inni i gdy widzę Mag w towarzystwie Luck'a, jestem w stanie rozpoznać co ona do niego czuje. Choć nie wiem jak mocno by to ukrywała. Dlatego w łatwy sposób rozpoznam co ludzie z szkoły potrzebują, a co chcieli by zlikwidować.

Po skończonych lekcjach szłam właśnie w stronę mojego domu. Blanca została na dodatkową Historie i zostawiła mnie samą. Jestem jednak sprytniejsza, wiec na szkolnej przerwie zaczepiłam mojego przyjaciela Nathan'a i zaproponowałam mu wspólny powrót do domu. To co, że nie koniecznie ma po drodze. Nathan zrobi dla mnie wiele. Oczywiście ja jestem gotowa poświecić tyle samo, bo jest moim najlepszym przyjacielem. Niema pomiędzy nami tajemnic. On wykorzystuje mnie, ja wykorzystuje jego.
-Taka grzeczna, startuje na przewodniczącą szkoły, a pali.- po karcił mnie Nathan, gdy wyciągałam z paczki pojedynczego papierosa aby zapalić. Byłam nawet skłonna go poczęstować, ale jak się potem okazało, Nathan postanowił to rzucić. To w sumie śmieszne, bo sam mnie w to wciągnął,a teraz mówi mi, że to świństwo i nie warto barć tego gówna. Ale ja to wiem i nie trzeba mi tego uświadamiać.
-Ktoś tu chyba zapomniał, jak to było na początku- zaśmiałam się się do mojego przyjaciela, który przyglądał mi się. Z jego wyrazu twarzy mogłam odczytać, że jemu też bardzo chce się palić i powstrzymuje się ostatkiem sił. Postanowiłam go chwile pomęczyć, dopóki sam nie powie, że się poddaje i chce jednego papierosa. Powoli wyciągnęłam z kieszeni moja biała zapalniczki i podpaliłam trzymającego w ustach papierosa. Zaciągnęłam się i cały dym z moich płuc wypuściłam w stronę Nathan'a, z którym szłam ramie w ramie.
-Weź się uspokój- warknął na mnie i wyrwał mi papierosa z ust, wkładając do swoich i wydając odgłos ulgi. Ja tylko zaśmiałam się pod nosem i lekko go szturchnęłam.
Szliśmy tak w ciszy, ulicami pochłoniętymi mrokiem. Żadno z nas nic nie mówiło. Mogę milczeć całymi godzinami i nie przeszkadzało by mi to, jednak w towarzystwie Nathan'a dziwnie się z tym czuje. To tak jakbym musiała coś powiedzieć, żeby się nie obraził. Tak, mój przyjaciel jest dziwny.
-Dziś jestem umówiony z Julią- jak gdyby nigdy nic powiedział do mnie, kończąc palić swojego, a raczej mojego papierosa. Tak naprawdę, niewiele mnie to interesuje. Oczywiście nie interesuje mnie Julia. Ona naprawdę do niego nie pasuje. Jest rozpuszczoną lalką, która myśli, ze może mieć każdego. I nie mowie tego dlatego, że jej nie lubię, bo jeśli miałabym być szczera to muszę przyznać że Julia, jest naprawdę śliczną osobą. Należy do szkolnej drużyny cheerleaders i jest bardzo popularna. Nie tylko u nas w szkole. Julia jest modelką. Ma swój wkład nawet w Amerykańskim Vogue, za co naprawdę ją podziwiam. Ale muszą przyznać, że nadaje się do tego zawodu. Ma śliczne, chude i przede wszystkim długie nogi. Bardzo szczupłą sylwetkę i pociągłą twarz. Niebieskie oczy i blond włosy. Ale to wszystko nie zmienia faktu, że jej nie lubię. Julia jest zbyt pewna siebie i wykorzystuje swoje atuty, zdobywając każdego chłopaka. Niestety teraz podła kolej na Nathana, który jest w niej ślepo zauroczony. Ale już ja mu ją wybije z głowy. W końcu to mój przyjaciel, ale przyjaciołom trzeba pomagać.
-Nasza laleczka jeszcze się tobą nie znudziła?
-Wiem, że jej nie lubisz, ale...
-Nikt jej nie lubi, Nathan-przerwałam mu, lecz on tylko skarcił mnie wzrokiem i ciągnął dalej
-Ale, swoją zazdrością nie sprawisz, że zerwę z nią kontakt. Wiesz Franky?- zapytał mnie, nie czekając na odpowiedz- Nie jesteś pępkiem świata, on nie kręci się tylko wokół Ciebie. Pomyślałaś tez czasem o mnie? O tym co ja czuje? Może ją kocham, a może ona kocha mnie? Jeśli nie spróbuje to nigdy sie nie dowiem. Ale ty jesteś inna, bez uczuć co ?- nie rozumiem o co mu teraz chodzi, chce mu tylko pomóc. przecież ja wiem lepiej, ze ona jest dla niego nieodpowiednia i nie zasługuje na mojego przyjaciela.- Tak bez uczuć. Ciebie chyba nikt już nie będzie chciał. - jego ostatnie słowa, lekko mnie zabolały. To tak jakby wbijał powoli, bardzo powoli, we mnie nóż. Czyli tyle kosztuje teraz pomoc? Nathan się zmienił, Julia go zmieniała.

Widząc mój brak reakcji, Nathan obrócił sie na pięcie i przeszedł na drugą stronę ulicy by samotnie wrócić do domu. Stałam tak na środku przejścia, a zabiegani przechodni mijali mnie, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Ludzie tutaj są bardzo zabiegani, śpieszą się, tak jakby gonił i łapał ich czas. Są dla siebie samych nie osiągalni, wiecznie zabiegani. Nie zawracając na nich szczególnej uwagi, tak jak oni na mnie, wzruszyłam ramionami i szepnęłam ciche "Alone". Po tych słowach i ja ruszyłam w drogę powrotną, do swojego pustego, jak zawsze mieszkania. Pogoda dzisiaj, jak w większość dni w Anglii, była pochmurna i zamulająca. Sprawiała, że nic mi się nie chciało, nawet przesuwać nóg po chodniku. Jednak jakoś musiałam dość do domu. Ubrane tego dnia miałam czarno-białe rurki w pionowe paski, czarną bluzkę i tego samego koloru, ciężką kurtkę. Z poniszczonym plecakiem na plecach, rozmyślałam nad dzisiejszym dniem. Dlaczego Nathan tak na mnie naskoczył? Czy powiedziałam mu coś złego, zapytałam tylko o Julie. Czy on nie rozumie, ze się o niego troszczę?
Rozmyślając tak na przeróżne tematy, usłyszałam, ze ktoś mnie woła. Obróciłam się za siebie, jednak nikogo tam nie było. Popatrzyłam jeszcze w lewo, ale i tam nikogo znajomego nie zastałam. Chyba mam jakieś omamy. Ten sam głos się zaśmiał, niepewnie podniosłam głowę do góry i ujrzałam Jai'a, który siedział na mały balkoniku nad moją głową. Nie wiem co to za budynek, ani co on tam robił. Wyglądał naprawdę seksownie. Znad zasłaniającego go mury, widziałam jego mięśni opięte czarną koszulką. Jak zawsze Jai miał ubraną śmieszną niebieską czapkę z białymi serduszkami i z dużym pomponem. W ręce trzymał swojego białego iPhone, najwyraźniej z kimś esemesował. Tą samą rękę w której trzymał telefon, przystrajała mu gruba bransoletka, a z szyji zwisał złoty łańcuszek z krzyżem. Uradowany machał mi wołając mnie na górę. Ja jednak nie chciałam tam wychodzić. Obok Jai'a siedzieli jego koledzy, których nie do końca znałam i nie do końca lubiłam. I może to jest tak, że jeśli ich nie znam to i nie lubię, jednak ja nie mam ochoty ich poznawać. Wydają się chamscy i wyśmiewający innych. Zresztą Jai, na początku tez taki się wydawał.
-Śpieszę się- odparłam, aby się nie obraził. Popatrzyłam na niego jeszcze raz i puściłam w zabawny sposób oczko, wystawiając w tym samym czasie język.
-Zaczekaj na mnie. - krzyknął i zniknął z mojego pola widzenia. Przez ta chwile, gdy go nie było, czułam się nie swojo. Czułam też na sobie wzrok jego kolegów, którzy w głupi sposób się do mnie uśmiechają. Zdenerwowana tupałam nogą, myśląc tylko o tym, by Jai szybko zeszedł na dół. I gdy poczułam, że ktoś łapie mnie w pasie, wiedziałam, ze jest to chłopak w czapce, na którego czekałam. Nie byłam pewna jak mam się zachować, ani jak go przywitać. Czy zwyczajnie po przyjacielsku przytulic, czy może coś więcej i pocałować. W końcu ja i Jai to coś więcej niż zwykli przyjaciele, jednak z drugiej strony nie jesteśmy też razem, co wyklucza całowanie. Jednak to nie zmienia postaci rzeczy, że chce go pocałować. Tak namiętnie, jak jeszcze z nikim się nie całowałam. Za długo się nad tym wszystkim zastanawiałam i Jai przejął inicjatywę. Powoli przybliżył swoją twarz do mojej, nadal trzymając mnie jedną ręką w pasie. Drugą położył mi na szyi. Moje serce mocno biło, bo wiedziałam co chce zrobić.
Brooks przybliżył swoje usta do moich i zaczął delikatnie mnie całować. Na początku także robiłam to delikatnie, jednak potem nasze usta zaczęły na siebie naciskać. To było tak jak wtedy, gdy wieczorem odprowadzał mnie do domu. Dokładnie pamiętałam jak to wszystko wyglądało. Teraz też tak było. Jai rękoma błądził po moich plecach, a ja w delikatny sposób dotykałam jego twarzy. Kiedy odsunęliśmy się od siebie, lekko dyszeliśmy. Brooks w seksowny sposób oblizał swoje usta, powodując przy tym u mnie przyjemny dreszcz. Teraz serce biło mi jak oszalałe. Lekko podniosłam wzrok aby spojrzeć mu w oczy.
-Cześć- zawołał, najwidoczniej zadowolony z tego co zrobił.
-Cześć- również mu odpowiedziałam, cały czas zaszokowana, tym co właśnie miało miejsce. To ja zastanawiam się czy wypada go pocałować w policzek, a on tak porostu jak gdyby nigdy nic, całuje mnie w usta. Jai jest naprawdę przystojny i teraz, gdy tak na niego patrze, czuje przyjemne ciepło w środku. Jest taki zadziorny, ale i zarazem nieśmiały i skromny, to tak jakby były w nim dwie całkiem inne osoby. Przy mnie jest nieśmiały, a przy kolegach to wulkan energia. Nie mówię, że to źle, bo to nie jest ten styl chłopaka co przy swoich kolegach jest w stanie zostawić dziewczynę. Jai w swojej nieśmiałości jest naprawdę słodki i niema w tym nic złego, wręcz przeciwnie.
-Jak przygotowania do wyborów samorządy uczniowskiego?- wyrwał mnie z zamyslenia, a zarazem z osłupienia Jai.
-To ja mam coś przygotować? Myślałam, ze wyjdę, uśmiechnę się i powiem wszystkim "Głosujcie, albo wpierdol", nie tak to sobie wyobrażałeś? - w zaczepny sposób szturchnęłam go łokciem w jego łokieć, dając mu tym do zrozumienia, ze żartuje.
-Myślisz, że wszyscy zagłosują na twoja urodę? Hahaha- zaczął się głośno śmiać, nie przzestająć nawet gdy ja sie odezwałam.
-Dlatego ty nie startujesz prawda? Mógłby na Ciebie nikt nie zagłosować- teraz nawet i ja mu wtórowałam śmiechem, jednak on szybko umilkł po moich słowach. Spoglądał na mnie karcącym wzrokiem, co spowodowało u mnie ponowny napad śmiechu.
-Chcesz, żebym wrzucił cię do tej kałuży ?
- Jeśli mnie w ogóle złapiesz. - krzyknąłem do niego za pleców, ponieważ już biegłam przed siebie, aby mnie nie mógł dogonić. Niestety na moje nieszczęście, Jai jest o wiele szybszy od mnie. Gdy już mnie prawie dogonił, starałam się przyspieszyć. Biegłam już z całych sił, jednak on i tak mnie dogonił. Dotknął mnie delikatnie w ramie, na znak, że dogonił. Nagle się zatrzymałam i złapałam za rękę, w którą mnie dotknął.
-Ała, jak boli, moja ręka, chyba mam ją złamaną- mówiłam to masując ramie i udając, ze bardzo mnie boli. Tak naprawdę nic mnie nie było chciałam, go tylko przestraszyć- Boli, boli, boli- syczałam cicho z udawanego bólu.
-Nic ci nie jest? Czy to ja ci zrobiłem? Przepraszam. Naprawdę nie chciałem. Choć, przybliż się, przytulę cię- spanikowanym głosem mówił do mnie Jai. Wewnątrz śmiałam się z niego, a na zewnątrz zrobiłam smutną minę. Gdy już prawie mnie objął, wyślizgnęłam się z jego objęcia i uderzyłam lekko ręką w krocze. Złapał się tam, a na jego twarzy pojawił sie zabawny grymas. Zaczęłam się śmiać. Gdy usłyszał mój śmiech, szybko się wyprostował i powiedział, że tak naprawdę nic go nie boli. A ja nadal się śmiałam.
-Chciałem cię zabrać na twoje ulubione żelki, ale widzę, że nie zasługujesz.- tym razem oboje się zaśmialiśmy. Ruszyliśmy jednak do sklepu gdzie sprzedawane są żelki i to same żelki. Niewiem jak nazwać taki sklep? Żelkarnią? Brzmi nie mniej zabawnie. A wiec ruszyliśmy do "żelkarni". Na szczęście, znajdowała się blisko ulicy, którą szliśmy. Na dworze robiło się ciemno i nie przyjemnie, a Jai miał tylko podkoszulek z krótkim rękawkiem. Ja nadal miałam na plecach torbę ze szkoły. Gdy znaleźliśmy się już na miejscu, pierwsza ruszyłam do półki, gdzie znajdowały się moje ulubione żelki w kształcie kłów wampira. Cały sklep jest niesamowity. Jest w nim bardzo dużo półek, na których znajdują sie najróżniejsze żelki, na których sam widok ślinka cieknie. Niestety, żelki które ja wybrałam leżały na zbyt wysokiej, jak dla mnie półki. Próbowałam stawać na palcach, i podskakiwać, jednak na marne, ponieważ nadal nie mogłam ich dostać. Szybko przy moim boku znalazł się Jai i nabrał mi do woreczka spora ilość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz