poniedziałek, 18 lutego 2013

Joe

* w tle

Rozdział 4


Czasem coś rani mnie tak, że cierpienie nie mieści się w moim ciele i czuję, że każda żyła pęka mi z bólu. Dni mijają ale ból nie. Rano po przebudzeniu mam wrażenie, że to tylko koszmarny sen, ale to trwa bardzo krótko. Chciałbym cofnąć czas i sprawić, aby mój wypadek nigdy nie miał miejsca. Wtedy wiedziałbym jak postąpić, nigdy nie popełnił bym tych samych błędów. Jestem taki... zmęczony, tym wszystkim. Czasem odechciewa mi się żyć, ale uparcie idę do przodu z uśmiechniętą miną. Sam sobie się dziwie, że jestem w tym taki dobry. Chyba doszedłem z tym do perfekcji, jeszcze nikt nie widział, abym był kiedykolwiek smutny. I czy nie tak to właśnie powinno być? Od kilku dni, znów chodzę do szkoły. To cudowne, móc widzieć tych ludzi. Tak bardzo się za nimi stęskniłem. W prawdzie Lori, na bieżąco wszystko mi opowiadała, co u kogo słychać, lub co się dzieje w szkole, ale to nie to samo, co zobaczyć to wszystko na własne oczy. Fajne, jest to, że i znajomi się za mną stęsknili. Ostatnio, często leże na swoim łóżku i myślę... o wszystkim. Wydaje mi się, że to przez ten wypadek. Głupie zdarzenie. Ten dzień miał być takim udanym. To właśnie wtedy między mną, a Franky coś zaiskrzyło. Coś poważniejszego, niż dotychczas. Dokładnie pamiętam jak tańczyliśmy na tej szklanej dyskotece, przytuleni do siebie, a świat się dla nas nie liczył. To może wydawać się śmieszne, ale tańczyliśmy postępując z nogi na nogę, bardzo powoli, tak aby ten moment trwał jak najdłużej. By jak najwięcej móc zapamiętać i cieszyć się swoją bliskością. Muzyka była wtedy tak szybka, a nasze kroki całkowicie do niej nie pasowały, ale my byliśmy w naszym świecie, w którym mamy tylko siebie. Czułem się bezpiecznie, trzymając ją w ramionach. Często wracam do tamtych chwil. Byłem najszczęśliwszym chłopakiem na tej dyskotece. Nikt się nie spodziewał takiego zwrotu akcji. Jedna chwila, a tak wiele zmieniła, gdybym był tylko bardziej ostrożny. Zmęczony po dyskotece i sprzątaniu po niej, wracałem do domu. Szła zemną tylko Pepe, wesoła, zawsze uśmiechnięta, ale bardzo porywcza i czasem denerwująca Pepe. Nie chciałem już z nią iść, męczyła mnie swoją obecnością. Na przejściu dla pieszych nie czekając na nią szedłem uparcie przed siebie. To był błąd. Usłyszałem tylko krzyk dziewczyny, a zaraz potem głośny łomot. Potem upadłem na ulice. Byłem tak oszołomiony, ze sam nie wiedziałem co się stało. To była zaledwie chwila. Szybko wstałem, otrząsnąłem się i o dziwno, o własnych siłach ukucnąłem pod ścianą dużego budynku  i zemdlałem. Zdążyłem tylko usłyszeć pisk opon odjeżdżającego pojazdu. A potem czułem już tylko ogromny ból w lewej ręce. Obudziłem się prawdopodobnie następnego dnia w szpitalu. Słońce przebijało się przez szpitalne okna. Byłem zdezorientowany, nie wiele pamiętałem z poprzedniego wieczoru. Za szklaną ścianą oddzielającą sale dla paciętów, a korytarz zobaczyłem smutna, zmęczoną twarz mojej mamy. Potem wszystko mi opowiedzieli, co się stało i jak tu trafiłem. Podczas mojego dwutygodniowego pobytu w szpitalu, odwiedziło mnie wiele osób. Przyjaciele, rodzice codziennie przy mnie byli, siostry, na okrągło ktoś przy mnie był, ale brakowało mi jednej osoby. Gdybym mógł wymieniłbym tych wszystkich którzy mnie odwiedzili na tą jedną. Franky - to jej najbardziej mi brakowało. Do końca miałem nadzieje, że jednak przyjdzie. Niestety myliłem się. A gdy już do końca straciłem nadzieje, że ją spotkam, ona jak gdyby nigdy nic pojawiła się. Uśmiechnięta i cały czas tak słodka, jak ją zapamiętałem. Ale teraz Franky się zmieniła, jest zimna i nieprzyjemna, tylko czasem, pozwala, abym odkrył w niej ta słodycz, która miała w sobie na samym początku, gdy ją poznałem. I każdego dnia poznaje ją na nowo. Pamiętam jak byłem wtedy zaskoczony, gdy stanęła w drzwiach do domu. Czułem od niej zapach papierosów, który starała się ukryć pod perfumami. Nadal tak słodkimi jak zawsze, choć to w niej pozostało takie same. Długo w tedy u mnie nie zabalowała. Weszła, posiedziała trochę i wyszła, tłumacząc się, że bardzo się spieszy. Nie obwiniam ją o to. Sam nie byłem zbyt skory do rozmowy. Dlaczego ? Sam nie wiem, to tak jakbym przestał czuć to co od dawna czułem. Jakby w jednej chwili to znikło. Nasze uczucia nie przetrwały próby czasu. Przynajmniej tak mi się wydawało. Razem z nią wyszły wszystkie nasze wspólne emocje i uczucia. Od tamtej pory staliśmy się dwójką nieznajomych. Z czasem sie trochę poprawiało, ale nie wiele. Żadno z nas nie okazywało jakich kolwiek chęci do kontynuowania naszej historii. I dopiero teraz, gdy wróciłem do szkoły, normalnie rozmawiamy, tak jakby przeszłość nie miała miejsca.
Dzień przed powrotem do szkoły zdałem sobie sprawę, dlaczego Franky nie starała się tego naprawić, tak jak na początku. Mój bliski przyjaciel przez przypadek wygadał się, że Jai planuje niespodziankę dla dziewczyny. Byłem bardzo szczęśliwy, że Jai, który również był moim przyjacielem, znalazł sobie dziewczynę. Miałem tylko nadzieję, ze będzie ona lepsza od Cory - jego byłej. Niemal się zakrztusiłem wodą, gdy dowiedziałem się, kim jest obiekt westchnień Jai'a. Franky. Znowu ona. To było dla mnie za wiele, pamiętam jak bardzo znienawidziłem wtedy, mojego byłego już przyjaciela. Miałem ochotę go uderzyć, lecz ciężko byłoby mi to zrobić z ręką w gipsie. Właśnie wtedy moja przyjaźń z nim się zakończyła, wtedy też, zrozumiałem, że Franky nie była dla mnie obojętna, przez ten cały czas, gdy tak ją zostawiłem, po wypadku. A Jai po prostu wykorzystał tą chwile. I nadal mam do niego żal, pomimo, że tak naprawdę nic mnie z Franky już nie łączy, poza tym, że nie mam też prawa, do bycia złym, może dawniej teraz już nie. Teraz jest już za późno. Spaprałem sprawę i wiem, ze to był wielki błąd.

Musiałem naprawdę długo tak leżeć i myśleć o tym wszystkim, ponieważ usłyszałem jak Lori przekręca klucz w drzwiach. Cicho weszła do salonu, gdzie leżałem, telewizor był włączony, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Mama wyszła pozałatwiać sprawy związane z szpitalem, po mojej obecności tam, a Lori była na treningu cheereader'ek. Zastała mnie bezwładnie położonego na białej, masywnej, skórzanej kanapie, przytulony do tego samego koloru poduszek. Od razu zauważyła, że jestem smutny i zadała jedno z najbardziej znienawidzonych przez mnie pytanie - "Wszystko w porządku ?". Nie chciałem przed nią ukrywać prawdy, że "nie, nie jest", bo to moja siostra i zna mnie najlepiej na świecie, dlatego po prostu nie odpowiedziałem jej nic. Wtedy w drzwiach ukazała się Viki - najlepsza przyjaciółka mojej siostry. Podśpiewywała sobie pod nosem, tupiąc przy tym nogą. Obydwie były bardzo zadowolone i cały czas się śmiały. Nie chciałem im przeszkadzać, wiec udałem się na górę do swojego pokoju. Zostałbym i pośmiał się z nich i z nimi, ale nie dziś, to nie był dobry dzień na śmiech i zabawę. Nie dziś, gdy na szkolnym korytarzu spotkałem Franky, która dokładnie mi się przyglądała. Ostatnio nasze spojrzenia są takie zakazane, ale pełne namiętności. Nigdy nie spodziewałem się, że zwykłe spojrzenie może tyle ukrywać. W oczach człowieka można odczytać całą prawdę, a ja odczytałem z jej smutek. Ale ten smutek był prawdą, którą obydwoje skrywamy, bo i ja ukrywam moje prawdziwe uczucia co do Franky. Czasem tylko się zastanawiam, czy one są aby prawdziwe? Bo gdyby były, ani ona, ani ja, nie znaleźlibyśmy sobie "drugiej połówki". Franky ma Jai'a, mojego byłego, przyjaciela, a ja mam Stelle. Stella nie jest jeszcze moją dziewczyną, nie wiem czy kiedykolwiek nią będzie. To, że się poznaliśmy było przypadkiem, tak jak i przypadkiem było to, ze się we mnie zakochała. Czy z wzajemnością? Tego nie wiem. Tak, Stella jest dla mnie ważna i jest naprawdę śliczną dziewczyną z ogromnym poczuciem humoru, ale czy to wystarczy by była moją miłością. Wydaje mi się, że moja pierwsza miłość to Franky i nie wyobrażam sobie o niej nie myśleć, ponieważ zawsze będzie w moim sercu. Nie ważne jak bardzo bym się starał, nie uda mi się tak po prostu o niej zapomnieć.
To dziwne, że podobają mi się dwie tak różne od siebie dziewczyny. Stella, ma jasne, krótkie włosy, farbowane na błąd, jest dość niską osobą. Jest całkiem inna niż Franky, jej żartu są śmieszne, a żarty Franky bardziej urażają, odpychają i pozostawiają niechęć do jej osoby. Franky jest tajemnicza i wulgarna, Stella szalona, odważna, pełna energia. A ja właśnie kogoś takiego potrzebuje, kogoś kto będzie również szalony i beztroski jak ja. Poza tym Stella, ma piękne, duże brązowe oczy, i duże, ponętne usta. Jest bardzo chudą i zwinną osobą, kochającą sport. Z Stellą bardziej do siebie pasujemy, jest taką żeńską wersja mnie. I gdybym miał wybierać pomiędzy nią, a Franky, wybrał bym Stelle, ponieważ, przy niej będzie mi stabilniej i bezpiecznie. Ona jest bardzo przewidującą osobą, wiec nie będę zaskoczony jej postępowaniem, co jest całkiem odmienne u Franky. Ale to właśnie jej porywczość, tak bardzo mnie do niej ciągnie.

Mozolnie wyszedłem po schodach i skierowałem się do swojego pokoju, nacisnąłem na klamkę i to co tam zauważyłem, przyprawiło mnie o palpitacje serca. Zamarłem bez ruchu, nie wiedząc co mam zrobić. W moim pokoju, przy pianinie siedziała na krześle skulona Franky. Miała na sobie białą, workowatą koszule, czarne obcisłe rurki i tego samego koloru Vansy. Pokój w którym obydwoje się znajdywaliśmy był ponury i ciemny, być może dlatego, ze na zewnątrz panował ulewny deszcz, a słońce przykryły szare masywne chmury. Franky wstała i jednym krokiem przybliżyła się do mnie. Tak bardzo się ciesze, że ją widzę, sam na sam. Nie mogłem się powstrzymać i przygarnąłem ja do siebie ręką i trzymałem tak jakbym nie chciał ich już puścić.. Ona swoje położyła mi na szyi i tak staliśmy wpleceni w siebie. Brakowało mi jej dotyku. Przytulałem ją bardzo mocno, ponieważ bałem się, że to wszystko może być tylko snem, nie chciałem jej teraz stracić. Nie teraz, gdy tak bardzo jej potrzebuje.
-Wystarczył jeden dotyk i stałem się wierny tylko Tobie- szepnąłem jej do ucha, nadal przytulając ją do siebie. Franky nic nie odpowiedziała, czułem przez jej białą koszule jak serce zaczęło jej bić milion razy mocniej, tak jak i z resztą moje.
-Współczuję ci- odpowiedziała, wyplątując się z moich objęć i zagryzając wargę.
-Czego?- zapytałem, nie rozumiejąc jej słów.
-Tego, że oszukujesz Stelle i siebie.- Franky jak niby nigdy nic chciała opuścić mój pokój. Jednak złapałem ją za rękę i przyciągnął do siebie.
-I co? Teraz jak niby nigdy nic sobie pójdziesz?- zapytałem, lekko marszcząc brwi.
-Taki był mój plan.
-I nic? Nawet nie porozmawiamy o tym co się przed chwilą wydarzyło?- zapytał.
-Jak chcesz. To przyszłam porozmawiać tu o tobie i Stelli, ty mnie przytuliłeś, a ja nic z tego sobie nie zrobiłam, bo przecież masz dziewczynę, kotku- odpowiedziała mi, kiedy wkurzony przyglądałem się jej. Puściłem jej rękę, a ona sztucznie się uśmiechając, zapytała:
-Przyjaźń?
-Ta- odpowiedziałem niechętnie, opierając się o biurko i spoglądając przez okno.
Franky ruszyła do drzwi. Podszedłem do okna, z którego było widać ulice. Odrazu rozpoznałem twarz Franky, która jeszcze kilka sekund temu była w moim pokoju, w moich objęciach. Jej słowa mnie zraniły, ale wiem, że i ja ją zraniłem, nie mówiąc o Stelli. Zastanawiałem się tylko skąd ona o nas wie. Zresztą, plotki szybko się roznoszą. Dokładnie widziałem oddalająca się Franky na ulicy pokrytej mrokiem. Jedyne co zdarzyłem zobaczyć i usłyszeć to, to, ze miała rozmazany tusz, czerwone usta, rozszerzone źrenice, a jej ręce drżały. Stała w deszczu na środku ulicy i zaczęła wrzeszczeć, że miłości nie ma.
Zaraz po tym w moim pokoju pojawiła sie Lori i Victoria.



Wydaje mi się, ze jest to mój najlepszy rozdział jaki dotychczas napisałam. Pomijam fakt, ze czytają to zaledwie 3 osoby, którym z tego miejsca ogromnie dziękuje <3

środa, 6 lutego 2013

Franky

w tle

*Rozdział 3

Jak zawsze jest mnie wszędzie pełno. Wiem dokładnie co się dzieje w naszej szkole. Wiem kto, z kim kręci, kto, kogo nienawidzi, kto, z kim sypia. Jestem takim wszechwiedzącym człowieczkiem spacerującym korytarzami High School Addenbrookes. Szkoła do której uczestniczę, wraz z grupą moich przyjaciół ma już swoje lata, podejrzewam nawet, ze jest o wiele starsza niż mój pradziadek, czy nawet pra, pra dziadek, co rozpoznać można, po nie do końca nowoczesnych salach lekcyjnych. Ogólny wygląd szkoły jest niezbyt zachęcający, szkoła wygląda jakby straszyły tam duchy, a uczniowie którzy tam się uczą to zombie, albo wampiry. Ale wątpię żeby te dwa gatunki mogły ze sobą współpracować. Ale tak naprawdę to lubię tą szkołę. Poznałam tu masę znajomych, pierwszą miłość, przeżyłam pierwsze rozczarowanie czy poznałam co to znaczy mieć przyjaciół. Oczywiście wyniosę też z tej szkoły wiele naukowych rzeczy. To przecież tu rozwijam swoje pasje i zainteresowania. Trudno będzie mi się z nią rozstać, zresztą nie tylko mi. Wszystkim nam trudno będzie zostawić za sobą to wszystko na co tyle pracowaliśmy. Wiec, niby dlaczego nie mogłabym startować na Przewodniczącą Samorządu Uczniowskiego? Każdy zna mnie, a ja znam każdego.
Pomysł na wstąpienie do Samorządu przyszedł do mnie znienacka. Co roku wygrywają jacyś kujoni, którzy nie wnoszą do tej szkoły nic poza nowymi książkami w szkolnej Bibliotece, czy nowymi kółkami poza lekcyjnymi. A przecież taka ja, Francesca Eleonore Mills, ma milion pomysłów na minute.
Nie jestem ślepa, tak jak inni i gdy widzę Mag w towarzystwie Luck'a, jestem w stanie rozpoznać co ona do niego czuje. Choć nie wiem jak mocno by to ukrywała. Dlatego w łatwy sposób rozpoznam co ludzie z szkoły potrzebują, a co chcieli by zlikwidować.

Po skończonych lekcjach szłam właśnie w stronę mojego domu. Blanca została na dodatkową Historie i zostawiła mnie samą. Jestem jednak sprytniejsza, wiec na szkolnej przerwie zaczepiłam mojego przyjaciela Nathan'a i zaproponowałam mu wspólny powrót do domu. To co, że nie koniecznie ma po drodze. Nathan zrobi dla mnie wiele. Oczywiście ja jestem gotowa poświecić tyle samo, bo jest moim najlepszym przyjacielem. Niema pomiędzy nami tajemnic. On wykorzystuje mnie, ja wykorzystuje jego.
-Taka grzeczna, startuje na przewodniczącą szkoły, a pali.- po karcił mnie Nathan, gdy wyciągałam z paczki pojedynczego papierosa aby zapalić. Byłam nawet skłonna go poczęstować, ale jak się potem okazało, Nathan postanowił to rzucić. To w sumie śmieszne, bo sam mnie w to wciągnął,a teraz mówi mi, że to świństwo i nie warto barć tego gówna. Ale ja to wiem i nie trzeba mi tego uświadamiać.
-Ktoś tu chyba zapomniał, jak to było na początku- zaśmiałam się się do mojego przyjaciela, który przyglądał mi się. Z jego wyrazu twarzy mogłam odczytać, że jemu też bardzo chce się palić i powstrzymuje się ostatkiem sił. Postanowiłam go chwile pomęczyć, dopóki sam nie powie, że się poddaje i chce jednego papierosa. Powoli wyciągnęłam z kieszeni moja biała zapalniczki i podpaliłam trzymającego w ustach papierosa. Zaciągnęłam się i cały dym z moich płuc wypuściłam w stronę Nathan'a, z którym szłam ramie w ramie.
-Weź się uspokój- warknął na mnie i wyrwał mi papierosa z ust, wkładając do swoich i wydając odgłos ulgi. Ja tylko zaśmiałam się pod nosem i lekko go szturchnęłam.
Szliśmy tak w ciszy, ulicami pochłoniętymi mrokiem. Żadno z nas nic nie mówiło. Mogę milczeć całymi godzinami i nie przeszkadzało by mi to, jednak w towarzystwie Nathan'a dziwnie się z tym czuje. To tak jakbym musiała coś powiedzieć, żeby się nie obraził. Tak, mój przyjaciel jest dziwny.
-Dziś jestem umówiony z Julią- jak gdyby nigdy nic powiedział do mnie, kończąc palić swojego, a raczej mojego papierosa. Tak naprawdę, niewiele mnie to interesuje. Oczywiście nie interesuje mnie Julia. Ona naprawdę do niego nie pasuje. Jest rozpuszczoną lalką, która myśli, ze może mieć każdego. I nie mowie tego dlatego, że jej nie lubię, bo jeśli miałabym być szczera to muszę przyznać że Julia, jest naprawdę śliczną osobą. Należy do szkolnej drużyny cheerleaders i jest bardzo popularna. Nie tylko u nas w szkole. Julia jest modelką. Ma swój wkład nawet w Amerykańskim Vogue, za co naprawdę ją podziwiam. Ale muszą przyznać, że nadaje się do tego zawodu. Ma śliczne, chude i przede wszystkim długie nogi. Bardzo szczupłą sylwetkę i pociągłą twarz. Niebieskie oczy i blond włosy. Ale to wszystko nie zmienia faktu, że jej nie lubię. Julia jest zbyt pewna siebie i wykorzystuje swoje atuty, zdobywając każdego chłopaka. Niestety teraz podła kolej na Nathana, który jest w niej ślepo zauroczony. Ale już ja mu ją wybije z głowy. W końcu to mój przyjaciel, ale przyjaciołom trzeba pomagać.
-Nasza laleczka jeszcze się tobą nie znudziła?
-Wiem, że jej nie lubisz, ale...
-Nikt jej nie lubi, Nathan-przerwałam mu, lecz on tylko skarcił mnie wzrokiem i ciągnął dalej
-Ale, swoją zazdrością nie sprawisz, że zerwę z nią kontakt. Wiesz Franky?- zapytał mnie, nie czekając na odpowiedz- Nie jesteś pępkiem świata, on nie kręci się tylko wokół Ciebie. Pomyślałaś tez czasem o mnie? O tym co ja czuje? Może ją kocham, a może ona kocha mnie? Jeśli nie spróbuje to nigdy sie nie dowiem. Ale ty jesteś inna, bez uczuć co ?- nie rozumiem o co mu teraz chodzi, chce mu tylko pomóc. przecież ja wiem lepiej, ze ona jest dla niego nieodpowiednia i nie zasługuje na mojego przyjaciela.- Tak bez uczuć. Ciebie chyba nikt już nie będzie chciał. - jego ostatnie słowa, lekko mnie zabolały. To tak jakby wbijał powoli, bardzo powoli, we mnie nóż. Czyli tyle kosztuje teraz pomoc? Nathan się zmienił, Julia go zmieniała.

Widząc mój brak reakcji, Nathan obrócił sie na pięcie i przeszedł na drugą stronę ulicy by samotnie wrócić do domu. Stałam tak na środku przejścia, a zabiegani przechodni mijali mnie, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Ludzie tutaj są bardzo zabiegani, śpieszą się, tak jakby gonił i łapał ich czas. Są dla siebie samych nie osiągalni, wiecznie zabiegani. Nie zawracając na nich szczególnej uwagi, tak jak oni na mnie, wzruszyłam ramionami i szepnęłam ciche "Alone". Po tych słowach i ja ruszyłam w drogę powrotną, do swojego pustego, jak zawsze mieszkania. Pogoda dzisiaj, jak w większość dni w Anglii, była pochmurna i zamulająca. Sprawiała, że nic mi się nie chciało, nawet przesuwać nóg po chodniku. Jednak jakoś musiałam dość do domu. Ubrane tego dnia miałam czarno-białe rurki w pionowe paski, czarną bluzkę i tego samego koloru, ciężką kurtkę. Z poniszczonym plecakiem na plecach, rozmyślałam nad dzisiejszym dniem. Dlaczego Nathan tak na mnie naskoczył? Czy powiedziałam mu coś złego, zapytałam tylko o Julie. Czy on nie rozumie, ze się o niego troszczę?
Rozmyślając tak na przeróżne tematy, usłyszałam, ze ktoś mnie woła. Obróciłam się za siebie, jednak nikogo tam nie było. Popatrzyłam jeszcze w lewo, ale i tam nikogo znajomego nie zastałam. Chyba mam jakieś omamy. Ten sam głos się zaśmiał, niepewnie podniosłam głowę do góry i ujrzałam Jai'a, który siedział na mały balkoniku nad moją głową. Nie wiem co to za budynek, ani co on tam robił. Wyglądał naprawdę seksownie. Znad zasłaniającego go mury, widziałam jego mięśni opięte czarną koszulką. Jak zawsze Jai miał ubraną śmieszną niebieską czapkę z białymi serduszkami i z dużym pomponem. W ręce trzymał swojego białego iPhone, najwyraźniej z kimś esemesował. Tą samą rękę w której trzymał telefon, przystrajała mu gruba bransoletka, a z szyji zwisał złoty łańcuszek z krzyżem. Uradowany machał mi wołając mnie na górę. Ja jednak nie chciałam tam wychodzić. Obok Jai'a siedzieli jego koledzy, których nie do końca znałam i nie do końca lubiłam. I może to jest tak, że jeśli ich nie znam to i nie lubię, jednak ja nie mam ochoty ich poznawać. Wydają się chamscy i wyśmiewający innych. Zresztą Jai, na początku tez taki się wydawał.
-Śpieszę się- odparłam, aby się nie obraził. Popatrzyłam na niego jeszcze raz i puściłam w zabawny sposób oczko, wystawiając w tym samym czasie język.
-Zaczekaj na mnie. - krzyknął i zniknął z mojego pola widzenia. Przez ta chwile, gdy go nie było, czułam się nie swojo. Czułam też na sobie wzrok jego kolegów, którzy w głupi sposób się do mnie uśmiechają. Zdenerwowana tupałam nogą, myśląc tylko o tym, by Jai szybko zeszedł na dół. I gdy poczułam, że ktoś łapie mnie w pasie, wiedziałam, ze jest to chłopak w czapce, na którego czekałam. Nie byłam pewna jak mam się zachować, ani jak go przywitać. Czy zwyczajnie po przyjacielsku przytulic, czy może coś więcej i pocałować. W końcu ja i Jai to coś więcej niż zwykli przyjaciele, jednak z drugiej strony nie jesteśmy też razem, co wyklucza całowanie. Jednak to nie zmienia postaci rzeczy, że chce go pocałować. Tak namiętnie, jak jeszcze z nikim się nie całowałam. Za długo się nad tym wszystkim zastanawiałam i Jai przejął inicjatywę. Powoli przybliżył swoją twarz do mojej, nadal trzymając mnie jedną ręką w pasie. Drugą położył mi na szyi. Moje serce mocno biło, bo wiedziałam co chce zrobić.
Brooks przybliżył swoje usta do moich i zaczął delikatnie mnie całować. Na początku także robiłam to delikatnie, jednak potem nasze usta zaczęły na siebie naciskać. To było tak jak wtedy, gdy wieczorem odprowadzał mnie do domu. Dokładnie pamiętałam jak to wszystko wyglądało. Teraz też tak było. Jai rękoma błądził po moich plecach, a ja w delikatny sposób dotykałam jego twarzy. Kiedy odsunęliśmy się od siebie, lekko dyszeliśmy. Brooks w seksowny sposób oblizał swoje usta, powodując przy tym u mnie przyjemny dreszcz. Teraz serce biło mi jak oszalałe. Lekko podniosłam wzrok aby spojrzeć mu w oczy.
-Cześć- zawołał, najwidoczniej zadowolony z tego co zrobił.
-Cześć- również mu odpowiedziałam, cały czas zaszokowana, tym co właśnie miało miejsce. To ja zastanawiam się czy wypada go pocałować w policzek, a on tak porostu jak gdyby nigdy nic, całuje mnie w usta. Jai jest naprawdę przystojny i teraz, gdy tak na niego patrze, czuje przyjemne ciepło w środku. Jest taki zadziorny, ale i zarazem nieśmiały i skromny, to tak jakby były w nim dwie całkiem inne osoby. Przy mnie jest nieśmiały, a przy kolegach to wulkan energia. Nie mówię, że to źle, bo to nie jest ten styl chłopaka co przy swoich kolegach jest w stanie zostawić dziewczynę. Jai w swojej nieśmiałości jest naprawdę słodki i niema w tym nic złego, wręcz przeciwnie.
-Jak przygotowania do wyborów samorządy uczniowskiego?- wyrwał mnie z zamyslenia, a zarazem z osłupienia Jai.
-To ja mam coś przygotować? Myślałam, ze wyjdę, uśmiechnę się i powiem wszystkim "Głosujcie, albo wpierdol", nie tak to sobie wyobrażałeś? - w zaczepny sposób szturchnęłam go łokciem w jego łokieć, dając mu tym do zrozumienia, ze żartuje.
-Myślisz, że wszyscy zagłosują na twoja urodę? Hahaha- zaczął się głośno śmiać, nie przzestająć nawet gdy ja sie odezwałam.
-Dlatego ty nie startujesz prawda? Mógłby na Ciebie nikt nie zagłosować- teraz nawet i ja mu wtórowałam śmiechem, jednak on szybko umilkł po moich słowach. Spoglądał na mnie karcącym wzrokiem, co spowodowało u mnie ponowny napad śmiechu.
-Chcesz, żebym wrzucił cię do tej kałuży ?
- Jeśli mnie w ogóle złapiesz. - krzyknąłem do niego za pleców, ponieważ już biegłam przed siebie, aby mnie nie mógł dogonić. Niestety na moje nieszczęście, Jai jest o wiele szybszy od mnie. Gdy już mnie prawie dogonił, starałam się przyspieszyć. Biegłam już z całych sił, jednak on i tak mnie dogonił. Dotknął mnie delikatnie w ramie, na znak, że dogonił. Nagle się zatrzymałam i złapałam za rękę, w którą mnie dotknął.
-Ała, jak boli, moja ręka, chyba mam ją złamaną- mówiłam to masując ramie i udając, ze bardzo mnie boli. Tak naprawdę nic mnie nie było chciałam, go tylko przestraszyć- Boli, boli, boli- syczałam cicho z udawanego bólu.
-Nic ci nie jest? Czy to ja ci zrobiłem? Przepraszam. Naprawdę nie chciałem. Choć, przybliż się, przytulę cię- spanikowanym głosem mówił do mnie Jai. Wewnątrz śmiałam się z niego, a na zewnątrz zrobiłam smutną minę. Gdy już prawie mnie objął, wyślizgnęłam się z jego objęcia i uderzyłam lekko ręką w krocze. Złapał się tam, a na jego twarzy pojawił sie zabawny grymas. Zaczęłam się śmiać. Gdy usłyszał mój śmiech, szybko się wyprostował i powiedział, że tak naprawdę nic go nie boli. A ja nadal się śmiałam.
-Chciałem cię zabrać na twoje ulubione żelki, ale widzę, że nie zasługujesz.- tym razem oboje się zaśmialiśmy. Ruszyliśmy jednak do sklepu gdzie sprzedawane są żelki i to same żelki. Niewiem jak nazwać taki sklep? Żelkarnią? Brzmi nie mniej zabawnie. A wiec ruszyliśmy do "żelkarni". Na szczęście, znajdowała się blisko ulicy, którą szliśmy. Na dworze robiło się ciemno i nie przyjemnie, a Jai miał tylko podkoszulek z krótkim rękawkiem. Ja nadal miałam na plecach torbę ze szkoły. Gdy znaleźliśmy się już na miejscu, pierwsza ruszyłam do półki, gdzie znajdowały się moje ulubione żelki w kształcie kłów wampira. Cały sklep jest niesamowity. Jest w nim bardzo dużo półek, na których znajdują sie najróżniejsze żelki, na których sam widok ślinka cieknie. Niestety, żelki które ja wybrałam leżały na zbyt wysokiej, jak dla mnie półki. Próbowałam stawać na palcach, i podskakiwać, jednak na marne, ponieważ nadal nie mogłam ich dostać. Szybko przy moim boku znalazł się Jai i nabrał mi do woreczka spora ilość.